niedziela, 2 października 2016

38 PZU MARATON WARSZAWSKI

Kilka zdań w ramach wstępu...

 

Do tego biegu przygotowywałem się w dwojaki sposób, dlaczego? Były to przygotowania zarówno fizyczne jak i psychiczne i w przypadku maratonu przydały się bardzo mocno, chodzi tu o nastawienie, nastawienie do walki i ciągłego biegu. O moją psychikę zadbał mój trener który kazał robić mi biegi tempowe na bieżni stadionu, wszystko fajnie tylko jak robiło się tych kółek ok 40 szło się szybko znudzić ale nauczyło to wyłączyć myślenie i po prostu biec, bardzo mi to ułatwiło pokonywanych kilometrów podczas maratonu, powtarzałem sobie w myślach to co na stadionie jeszcze tylko 10 kółek jeszcze tylko 5 itp itd może zamiast kółek były kolejne kilometry, dzięki temu nie doświadczyłem czegoś takiego jak na pierwszy maratonie (Orlen 2015) czyli tzw. ściany ;)
Mi to pomogło czy komuś się to przyda nie wiem nie gwarantuję ale na pewno polecam spróbować.
Dlaczego akurat wybrałem ten maraton z tylu możliwych? zależało mi żeby pierwszą część sezonu pobiegać krutsze dystanse czyli 5 i 10 km na których udało mi się uzyskać nowe życiówki :)
Druga część sezonu miała należeć i skoncentrować się na 2 biegach Półmaraton Philips w Pile i po nim start w maratonie warszawskim. Czemu Warszawskim bo to bieg z piękną historią w końcu to już 38 edycja a do Warszawy mam sentyment :) Poza tym z opowieści innych słyszałem, że jest tam szybka trasa i tak też było, czyli idealne warunki do walki o nową życiówkę. Mój czas z debiutu to 3:30:07, teraz chciałem poprawić swój czas aż o 15 min sporo ale byłem dobrze prowadzony, rzetelnie wykonywałem treningi i trzymałem dietę, po starcie kontrolnym w Pile czułem że z tych 3:15 które planowałem coś jeszcze się urwie ;) Jak wyszło? Przeczytacie w dalszej części wpisu...

 Auta zapakowane więc w drogę, kierunek Warszawa :)

 

Wyjazd do Warszawy był kolejną wspólną imprezą na jaką zameldowaliśmy się jako Traktor Team Gmina Kwidzyn. Bardzo dobrze było nas widać zwłaszcza, że pojechaliśmy do stolicy aż w 12 osób, w tym jedna osoba która reprezentowała barwy Kwidzyn Biega.
Sama droga do Warszawy zleciała dość szybko i iw wesołej atmosferze choć nie ukrywam, że w powietrzy szło wyczuć buzujące endorfiny połączone z nutką paniki i adrenaliny... Dla wielu było to ich pierwszy maraton i powiem szczerze, że sami nie zdawali sobie sprawy co to właściwie jest ten maraton ;p teraz może pisze to z lekkim uśmiechem na twarzy ale zachowywałem się identycznie przed swoim debiutem, te zetknięcie się z czymś nowym owiane było lekko niepewnością.
W drogę wyruszyliśmy ok południa zdecydowaliśmy jechać sobie bocznymi drogami i dzięki temu natrafiliśmy na wielki traktor ze snopków siana ;p oczywiście fotka z flagą musiała być :)
Gdy zbliżaliśmy się do celu umówiliśmy się z resztą załogi, że spotkamy się w miejscu odbioru pakietów a następnie udamy się wszyscy razem do hotelu w którym mieliśmy zarezerwowany nocleg.
Jeśli chodzi o sam odbiór pakietów biuro działało sprawnie i nie było trzeba długo czekać na odebranie pakietu, wszystko było ładnie poukładane i oznakowane. W miejscu odbierania pakietów startowych odbywały się targi expo i tu troszkę się rozczarowałem, bo powiem szczerze, że na wielu imprezach byłem i te były chyba najsłabsze ;/ nic ciekawego praktycznie nie było i sporo stoisk się powtarzało sam układ był zrobiony na przysłowiową podkowę. Ale nie będę się nad tym rozwodził, nie nie przyjechałem tam na targi tylko na bieg do którego nie mogę się przyczepić :)
Po odbiorze pakietu była możliwość zrobienia sobie fotki z wielkim medalem który był postawiony przed wejściem, oczywiście skorzystałem he he.
Mieliśmy jeszcze chwilkę dla siebie po czym pojechaliśmy rozlokować się w hotelu a następnie wyskoczyliśmy do miasta a z racji tego, że do Pałacu Kultury mieliśmy ok 2km poszliśmy tam spacerkiem i weszliśmy do pobliskiej knajpki na uzupełnienie płynów i kolację :)
Niektórzy zostali jeszcze, żeby sobie posiedzieć i pogadać, ja z racji tego że byłem po dyżurze poszedłem szybciej spać ;)


Wstań i walcz...

 

Godzina 6:00 zaczyna odzywać się budzić, wstaję i nie wiem za co mam się zabrać he he nastał lekki stresik i uświadomiłem sobie, że nogi mam jak z waty. Zjadłem śniadanko napiłem się kawy i czas było się zbierać, z racji tego, że postanowiliśmy przejść się na start żeby nie pchać się autami musieliśmy wyjść szybciej. Po drodze widać było, że szykujemy się do czegoś wielkiego każdy chciał zrealizować swój cel z jakim tu przyjechał i na tym się skupiał, ja miałem cel nowa życiówka, i to miałem zakodowane, nie zacząć za szybko i nie analizować całego biegu po prostu biec, niby takie proste ale wcale tak nie jest zwłaszcza na dłuższych dystansach ;)
Gdy doszliśmy na start mieliśmy jeszcze chwilę, żeby spotkać się ze znajomymi i wymienić cenne uwagi przed startem, pozdrawiam tutaj szczególności mojego biegowego kolegę Rafała z którym znam się już od dłuższego czasu dodatkowo Pawła który był na biegu GKM ;)
I wielu innych którzy przychodzili przybijali pionę i życzyli powodzenia, niestety przepraszam Was, że nie zapamiętałem wszystkich z imienia a wiem, że śledzicie moje wypociny na blogu jak i profilu Abc Biegacza. Fajnie było też spotkać osoby z Pszczółkowski Team na czele z moim trenerem który dał jeszcze cenne wskazówki przed startem. Była to też okazja, żeby spotkać się tak dużą grupą i poznać się na żywo a nie tylko przez kabel komputera ;)
Po miłych rozmowach czas było się skoncentrować i skupić się na rozgrzewce bo czasu było coraz miej do wystrzału startera.

3,2,1 START !!!

 

Teraz już nie było odwrotu, ruszyliśmy powiem szczerze, że bałem się troszkę samego startu bo było dość ciasno ale, no właśnie zawsze mam o to pretensje ale nie tym razem brawo biegacze!!! Większość z Was zajęła odpowiednie miejsce i nikt nikogo nie blokował :) super uczucie :)
Może nie będę opisywał każdego kilometra bo by to był bardzo długi wpis he he. Postaram wybrać się kilka aspektów i je opisać.
Jeśli chodzi o trasę naprawdę zalicza się do szybkich, większość drogi po płaskim może z jakimś delikatnymi wzniesieniami które nie były czasami nawet odczuwalne, pod koniec były dwa większe podbiegi zwłaszcza ten na 38 km okazał się kluczowy w rozwoju dalszych sytuacji ale o tym za chwilę. Co do trasy to była też dobrze oznaczona, a punkty nawadniania i odżywiania działały dobrze więc każdy mógł się załapać na wodę, izotonika, kostki cukru, owoce itp itd były też żele które mi osobiście nie podpasowały (podkreślam mi nie podpasowały, działać działały ale były jak dla mnie za gęste i za słodkie, ale to kwestia gustu). Pierwsza 10-tka zleciała mi bardzo szybko i wręcz za szybko po śrenia prędkość wynosiłą ok 4:13/km wiedziałęm, że albo zaryzykuję i będę starał się trzymać troszkę wolniejsze tempo tak żeby wycelować w wynik poniżej 3:10 albo zwalniam i biegnę na 3:10.
Po 15 kilometrze wyprzedziłęm Pana z balonikiem na którym widniał napis 3:00 !!! Wtedy sobie pomyślałęm pod nosem ale ze mnie świr i dekiel co ja robię he he pewnie zaraz spuchne, ale z drugiej strony głos w głowie mówił mi walcz i walczyłem dalej...
Co mnie zdziwiło noga dobrze się kręciła wydolność była więc biegło się przyjemnie, dodatkowo energii dodawali ludzie którzy pozdrawiali mnie na trasie oraz grupki muzyczne które napędzały swoją muzyką.
Połowę trasy pokonałem poniżej 1:30 co dodatkowo motywowało i nakręcało, zaraz za półmetkiem zjadłem żel który udało mi się zakupić na expo doładowałem się kostkami cukru które jakiś czas wcześńiej rozdawali i poleciałem dale w drogę... teraz już z górki już bliżej jak dalej, zastanawiałem się kiedy coś pójdzie nie tak, czy będzie kryzys czy nie, i sam się złapałem na tym, że zamiast biegu skupiam się na myśleniu co od razu było widać na tempie biegu nieświadomie zwolniłem dobrze że szybko się ogarnełem i przyspieszyłem do 4:16/km.
Po 30 kilometrze szykowałem się psychicznie do podbiegu dlatego kilka kilometrów szybciej przyspieszyłem, bo nie ukrywam wiedziałem, że na podbiegu zwolnię, nie potrafię jeszcze trzymać równego tempa nie zważając na ukształktowanie terenu i stopień przewyższenia ;) Jednak mozolne treningi z podbiegami przyniosły efekt gdyż udało mi się na podbiegu wyprzedzić dość sporo osób :) Po podbiegu trzeba było uspokoić puls i lecieć dalej, wsunełęm ostatni żel jaki miałęm przy pasie planowałem go zjeść szybciej ale nie mogłem go wyjąć z pasa he he komicznie to wyglądało jak szarpałem się z pasem ;p W końcu się udało i naładowany świeżą dawką paliwa zacząłem ostatnie 10 km biegu. Cały czas czułem się dobrze nic mi nie dolegało noga się kręciła oddech wyrównany i spokony dobra muzyka w słuchawkach nadawała tempo i rytm biegu. I nagle wiedziałę, że zaraz nastąpi gorsza część czyli kolejny podbig który był jakoś na wysokości 38 kilometra też był już troszkę cięższy do pokonania ale ciesze się, że udało mi się go pokonać z prędkością w granicach 4:40/km na gorze z racji pokonanego już dystansu wyrównanie tętna i złapanie równego oddechu zajeło mi troszkę więcej czasu niż pry pierwszym podejściu ale w końcu się udało.
Po wyrównaniu oddechu patrzę na zegarek i co widzę że jak troszkę podkręce tempo uda mi się złamać 3 godziny !!! i to nawet coś w granicach 2:58 więc zerwałem się do przodu ;/ i dosłownie czułem się jak zerwałęm ale dokładnie coś w lewym udzie ;(
Załamka i z pięknego filmu łamania 3h stała się klejna walka ukończyć i za dużo nie stracić. Zatrzymałem się na chwilkę rozmasowałem nogę puściło więc dalej ogień :) chyba jednak nie do końca było ok ;/ 42 kilometr przebiegłem w tempie 5:20/km ale powiedziałem sobie, że się nie poddam i nawet się doczołgam do mety :)
Ostanie 200 metrów prowadził mnie mój kolega z klubu Kacper dodał siły w kilu męskich słowach tak że znacząco przyspieszyłem szkoda, że nie było do na tym 41-42 kilometrze bo wtedy by mogło się to potoczyć całkiem inaczej, ale nie ma co gdybać.Ostatecznie maraton ukończyłem ze średnią biegu 4:18/km co pozwoiło wykręcić czas 3:02:04 (poprawiony rekord o 28min03s). Na mecie co nie tylko mnie zdziwiło nie byłem jakiś mega zmęczony i gdyby nie spięty mięsień mógłbym biec dalej i szybciej bo to mnie blokowało nie żadna ściana czy zła wydolność, do tego biegu Paweł (mój trener) dobrze mnie przygotował i gdyby nie pech i przygoda z nogą 3h były by złamane, ale i tak jestem mega szczęśliwy :)
Po przekroczeniu linni mety ze łzami w oczach (łzy szczęścia) udałem się na obecany posiłek i browarka bo na to miałem ogromną ochotę he he, jednak po drodze zobaczyłem, że są wolne miejsca w namiocie z masażami więc z chęcią do niego wstąpiłem. Chiałbym podziękować Panu który podją się próby rozmasowania mojego uda, powiem szczerze, że pierwszy raz mnie tak bolało podczas masażu, nawet Pan który masował powiedział, że dawno nie widział tak spientego mięśnia i ciężko było go rozluźnić ;/ jednak po ok 25 min starań stał się cud mięsień się rozluźnił i chumor wrócił, bo obawiałem się, że to coś bardziej poważniejszego. Otrzymałem cenne wskazówki jak rozmsowywać noge oraz został polecony i automasaż na wałku ;p Akurat w tym przypadku wiedziałem, że nie podaruje nodze za tą akcję i po powrocie do domu (na drugi dzień) "skatowałem" nogi na wałęczku  marki Physioroll ale warto było, bo tydzień po maratonie dzięki ćwiczeniom z wałkiem i dwoma miejszymi pomocnikami (które obecnie testuję)  w połączeniu z kąpielą magnezową od firmy MRS SYSTEM mogłem stanąć na lini startu kolejnego biegu tym razem na 10 km w którym złamanie 40 min było tylko formalnością ;) Ale o tym w innym wpisie ;p
Chciałbym też zrobić ukłon w stronę dietetyków którzy przygotowli mi zbilansowaną dietę taką która dawała mi energię nie obciążała żołądka i dodatkow pozwoliła zjechać na wadze tak że w dniu staru wynosiła 72 kg :)
Dlatego polecam produkt TRIZER gdyż poza odżywką którą otrzymacie dostajecie miesięczną dietę (o niej też będzie jeszcze mówione ale już w innym miejscu).
Na koniec zostawiłem sobie dwie najważniejsze osoby którym chciałbym zadedykować ten bieg, osoby które kocham są to moje najwierniejsze fanki ;)
Żonie która wielokrotnie dodawała mi otuchy i akceptowała moje treningi pomagałą w posiłkach itp itd. Drugą osobą jest moja córeczka :)
A tak pwstaje nowa świecka tradycja ;p po biegu (mowa o półmaratonie i maratonie) trzeba było zjeść kebsa ;p he he taka mała odskocznia od diety ;p
Ale muszę przyznać, że dawno nie jadłem tak dobrego... hmm w sumie dawno żadnego nie jadłem może dla tego ten wydał się taki wyjątkowy :)
Powrotu do domu nie będę opisywał i to wcale nie dla tego że był ostry melanż bo niby tak sobie powtarzałem, że po maratonie opije się piwskiem, jednak wolałem trzymać formę żebys potkać się i porozmawiać z żoną i ucałować córeczkę ;) W domu odrobiłem ;p
A teraz ostro do pracy bo ten wspaniały bieg przeszedł do historii ;)
Więc walczyć trenować i czerpać z tego radość. 













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz